wtorek, 2 kwietnia 2013

#8

Święta minęły... po prostu. Nigdy tego nie rozumiałam, tyle szumu wokół dwóch dni, ale żyjemy przecież w takich, a nie innych czasach. Liczy się komercja, a nie wartości duchowe... no cóż. Wiecie jak mi minęły święta? Nigdy nie były dla mnie specjalnie ważne, tak naprawdę najważniejsze było tylko to, że mogłam spędzić trochę czasu z rodziną. Jednak w tym roku doszło coś jeszcze, bo wielkanocną niedzielę spędziłam na szpitalnej izbie przyjęć. Toteż moje własne przeżycia, stały się inspiracją do kolejnego posta, warto jest co nie co napisać na tym blogu, o sprawach dla wielu ludzi codziennych, przy czym jednocześnie cholernie nieprzyjemnych.

Niedziela, piąta nad ranem. Moje oczka się otworzyły, umysł obudził z i tak niezbyt udanego snu. Pierwsza myśl "Jest dziwnie". W pierwszej chwili, nie wiedziałam jaki mamy dzień i która jest godzina. Leżałam tak jeszcze przez chwilę, która wydawała się być dłuższą chwilą, a w rzeczywistości trwała nie więcej niż trzy, może cztery minuty. Bolało, zawsze, gdy boli, czas się wydłuża. W głowie pojawiła się kolejna myśl "Wstań, musisz wstać". W tamtej chwili był to wyczyn, ale wstałam, tak naprawdę spadłam z łóżka i jakoś pozbierałam się z podłogi. Chwiejnym krokiem poszłam do łazienki, za potrzebą, więc jakoś się udało. Spojrzałam w lustro, w buzi miałam krew. Pewnie nie jedna osoba by nieźle spanikowała, ale ja oczywiście tylko porządnie opłukałam usta i wróciłam do łóżka. Jak sobie tak teraz myślę, to tej krwi musiałam też sporo nałykać, bo gdy obudziłam się po raz drugi, tego dnia, było... no cóż, gorzej. Dziewiąta, wstałam po raz drugi i szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy ostatnim razem czułam takie nudności, no kurde no, nawet po największym chlaniu, nie chciało mi się tak rzygać. Do tego bolało jeszcze bardziej, podbrzusze, a dokładniej po prawej stronie. Czynności się powtórzyły, łazienka, jednak gdy tym razem spojrzałam w lustro, w głowie narodziła się tylko jedna myśl "Jesteś zajebistym trupem!" i byłam trupem. Ogarnęłam się, tym razem zajęło mi to o wiele więcej czasu i nie dlatego, że postanowiłam odstawić się na święta, tylko dlatego, że jak jest się trupem, to jakoś wolniej wszystko idzie. Wiecie takiemu trupowi, ciągle, kręci się w głowie, chce mu się rzygać i do tego ten ból, jednak udało mi się, więc dobry ze mnie trup. Nic nie jadłam, tylko piłam to herbatę, to wodę i jakoś dawałam radę. Gdyby to ode mnie zależało to wcale bym się nie ruszyła z domu, głupio się do tego przyznać, ale ja panicznie boję się szpitali. Jednak moi rodzice nie wytrzymali i zawieźli mnie do niego.

Szpitalna izba przyjęć, w Wielkanocną Niedzielę, fajnie było. Troję rodziców z malutkimi dziećmi, dwie kobiety w ciąży, z czego jedna była szesnastką. Jedna pani z mężem, smutna bardzo była, co chwilę łapała się za głowę i płakała, czekała na wyniki badań, potem robili jej kolejne, chyba dolegało jej coś poważniejszego, a mi przykro było na nią patrzeć. Była jeszcze taka babcia, widać było, że tak jak mnie zaciągnęli ją tam siłą, jednak ja siedziałam w bezruchu na krześle i wydawać by się mogło, że nie żyję, a babcia była całkiem na siłach. Do tego jeszcze te jej słowa, które sprawiły, że nawet na mojej trupiej twarzy pojawił się uśmiech: "No ja tego nie rozumiem, nie rozumiem po prostu, że ludzie nie mają co robić, tylko nawet w Niedzielę Wielkanocną muszą lekarzowi dupę zawracać" Nie zapomnę tych słów do końca życia. Upamiętniam słowa tej kobiety, tytułem postu.

Potem poszło szybko, weszłam do lekarza, dostałam zastrzyk po którym zombie na dobre umarło, a ja wróciłam do świata żywych. Podejrzewali u mnie wyrostek, ale badania były w porządku. Muszę jeszcze zbadać nerki, ale teraz to nawet nie chcę o tym myśleć. Należę do tych durnych ludzi, którzy mimo wszystko nie szanują swojego zdrowia i wolą żyć w niepewności, niż wiedzieć o jakiś tam choróbskach i się nimi martwić. 

Dość już o mnie, mam w głowie miliony myśli, odnośnie chorób, szpitali i najważniejsza moja myśl brzmi mniej więcej tak " TO PRZYKRE, ALE WIELU OBYWATELI, PODATNIKÓW, W TYMŻE NASZYM PIĘKNYM KRAJU PO PROSTU NIE STAĆ NA CHOROWANIE. "
Na szczęście ja nie mam aż takich problemów finansowych, jednak zastanówmy się chwilę. Będę wam to obrazować przykładami z życia. Muszę leczyć się prywatnie, odwiedzić jeszcze kilku specjalistów i wykonać badania, gdybym miała korzystać z usług funduszu zdrowia, najwcześniejszy wolny termin do urologa (lekarz zajmujący się także chorobami nerek) miałabym za jakieś dwa miesiące i to też przy szczęściu. Prywatnie mam wizytę jeszcze w tym tygodniu, przy czym jednocześnie także dwie stówki mniej. Mój przyjaciel, na wizytę u ortopedy, czekał prawie pół roku. Teraz najbardziej wstrząsający przykład, z życia wzięty. Dobrzy przyjaciele mojej rodziny, mają czwórkę dzieci, przy czym nie zarabiają specjalnie dużo. On pracuję, jednak pensję to kolejny temat, a ona nie. Ich siedmioletnia córka zachorowała, dostała skierowanie na tomografię, na koniec maja. Dziadkowie, widząc w jakim ich wnuczka jest stanie, dali pieniądze i kazali iść prywatnie. Poszli i bum dziecko ma guza. Dzisiaj była operowana. Szczęście w nieszczęściu, bo lekarze powiedzieli, że wystarczyły by jeszcze dwa tygodnie i guz mógłby pęknąć, a tomografia w maju byłaby już nie potrzebna. Ostatni przykład, mój kuzyn epileptyk. Opowiadał mi o lekach, wiecie z tą chorobą nie ma żartów, jest na pozór normalny, ale ciągle bierze leki, bo bez nich by taki nie był. Jeden ważny lek, który musi regularnie zażywać sześć miesięcy temu kosztował 16 złotych, 3 miesiące temu 28 zł, a gdy ostatnio go kupował zapłacił uwaga 240 zł! Zarabia nieco ponad 1000 zł miesięcznie, przy czym mimo choroby skończył dwa kierunki studiów. Dobrze, że ciocia i wujek pomagają mu także finansowo.

Jestem trochę zła, trochę poirytowana. Wkurza mnie wszystko to co się wokół dzieję. A najgorsze jest to, że nic nie mogę zrobić. Nie potrafię tak siedzieć bezczynnie widząc co się dzieję. Aż mnie nosi, choć dalej mnie boli. Wszystko jest do niczego. Jeśli nie masz pieniędzy i zachorujesz, to umrzesz czekając na wizytę u lekarza. Ludzi nie stać na leki. A nasi najlepsi lekarze wyjeżdżają za granicę. Czasem się im nie dziwię. Stwierdzam jedno, z przykrością niestety:

TUTAJ SIĘ UMIERA, A NIE LECZY

Do tego, mamy kolejny dowód na to iż pieniądze, coraz częściej rządzą naszym światem. Nie pozwólcie, by rządziły waszym, a zysk stał się ważniejszy od ludzkiego życia, bo to ono jest najważniejsze. Rozstaje się na dzisiaj w tymże nie do końca zdrowym i pozytywnym nastroju. Cholera już po północy, nie zmieściłam się w dacie ;P

Do napisania.

14 komentarzy:

  1. Niestety masz sporo racji w tym, co piszesz. Najgorsze jest to, że taki młody człowiek, który dopiero zaczyna pracować dostaje marne grosze na starcie. Wszystko jeszcze da się poukładać, o ile nie planuje się założyć rodziny i jest się zdrowym. Strach wyobrazić sobie sytuację, w której młodym rodzicom urodzi się chore dziecko. W kraju o chorym systemie opieki zdrowotnej lepiej nie chorować.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chory system chyba właśnie tymi dwoma słowami można podsumować całą notkę. Pomijając opowiadanie z serii "Wszystkie wcielenia Kiry", odcinek po tytułem "Zombie Time" hehehe ;P

      Usuń
  2. Ehh... poruszyłaś chyba jeden z najbardziej sprawiających mi przykrość tematów. Nie wiem co tu napisać. Bardzo świetnie to opisałaś, można by odczuć twoje uczucie które towarzyszyły wtedy w szpitalu. Jakoś mi tak smutno... sama padłam ofiarą szpitali. Mam chorobę przez którą moje nerki mogą przestać pracować, to straszne. Wcześniej jak jeździłam po szpitalach bo mnie brzuch bolał mówili: "to nic takiego, poczekaj aż ból się wzmocni" a gdy się wzmocnił: "bierz te leki" które kosztowały około 100 zł na miesiąc, aby było jeszcze gorzej te leki nie podziałały tylko przyśpieszyły cały proces... wylądowałam w szpitalu i z głupim wyrazem twarzy pytali: "czemu nie przyszłaś z tym wcześniej" okazało się że miałam zagrożenie życia... mogłam umrzeć, zawieźli mnie aż do Wrocławia, tam na szczęście wszystko się udało. Jednak do dziś pamiętam do wszystko i obawiam się że może to się powtórzyć... to wszystko jest takie...koszmarne!! Do tego dziennie łykam parę leków: na kolano (mogę zostać inwalidą) i na nerki... razem mnie to wszystko wynosi około 400 zł za miesiąc! Rodzice już prawie nie dają rady... ale moja mama powtarza: "zrobię wszystko, nawet sprzedam dom abyś była zdrowa" ...
    Czekam na kolejny post...;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może na początek ogromne brawa ode mnie otrzymuje Mama. Przykro mi z powodu twoich chorób, a zachowanie lekarzy sprawia że mam ochotę rzucić czymś o ścianę. Jednak niestety jest to prawda. To takie chore, że zazwyczaj gdy coś się dzieję to od strony lekarza słyszymy "eh to nic takiego", dopiero, gdy robi się to poważne i niebezpieczne łapią się za głowy i nie wiedzą jak do tego doszło, próbują ratować. Szkoda, że bardzo często jest tak, że już nie ma co ratować.
      Szkoda mi się Ciebie zrobiło, no cóż, mogę Ci tylko życzyć zdrowia i jeszcze raz zdrowia i oczywiście trzymać kciuki za to, że będzie dobrze.

      Usuń
  3. Och! Wielkie dzięki! Przypomniałaś mi, że za tydzień mam tomografię głowy XD W dniu urodzin, dokładnie tydzień po Sylwestrze, miałam wypadek i oto skutki. Tułam się od szpitala do szpitala i to prywatnie. Pewnie wszyscy znacie Centrum medyczne zaczynające się na L, a kończące na IM. Teoretycznie jest prywatnie, a w praktyce nie ma prawie żadnej różnicy. Poza badaniami łba, mam uczulenie na słońce. Wkrótce (oby nie!) słońce się pojawi, a mi leki skończyły się jesienią... A więc moja mama dzwoni do szanownego centrum medycznego, aby umówić się z dermatologiem. Dam, daram, dam dam! BUM! Mam się stawić za trzy tygodnie, oczywiście z lżejszym portfelem ;) Jasne, roku nie czekam, ale niedługo pewnie będę, a właściwie będziemy. Dodam jeszcze, że nie mieszkam w małej miejscowości, a w ogromnej wsi, o nazwie Warszawa.

    Pzdr dla wszystkich alergików, czekających do dermatologa XD
    ~ Ali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś też miałam tomografię, nie było tak strasznie. Fajne uczucie, gdy w żyłkę strzelili mi kontrast, w żyłkę, a ja miałam w buzi takiego smaka jakbym zeżarła jakiś atrament czy coś... ciekawe doświadczenie.
      To normalne że długo czekasz na wizytę, powiem tak, im większe miasto tym więcej ludzi i dłuższy czas oczekiwania, choć powinno też być więcej przychodni, ale jak tu zrobić przychodnie, jak coraz więcej lekarzy nam ucieka za granicę. Czasem się im nie dziwię "Chory system", chociaż wszędzie jest chory, to w niektórych miejscach jest bardziej, a w innych mniej. Myślę, że nasz system zalicza się do tych "baaaaardziej"...
      Znowu mi się smutno zrobiło, cholera alergia na słońce, ale jesteś wielkim człowiekiem w moich oczach, ja po dwóch pochmurnych dniach wpadam w depresję. Podziwiam Cię i trzymam kciuki, aby tomografia niczego nie wykazała.

      Usuń
  4. ja nie znoszę szpitali, bo niestety kojarzą mi się z cierpieniem i śmiercią. Do tego ten okropny zapach..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W każdym szpitalu jebie trupem, nawet w tych najbardziej nowoczesnych. Ja też tego nie lubię, w ogóle boję się szpitali. Moja największa fobia.

      Usuń
  5. Przerażające jest to o czym piszesz. Są pewne zawody, którym z góry jest przypisane praca w różnego rodzaju święta, wybierając zawód lekarza powinna ta osoba sobie dobrze z tego zdawać sprawę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dwie nastolatki żyjące w skrajnej rozpuście. Mieszkanki Las Vegas korzystające w pełni z uroków tego miasta. Alkohol, seks i wieczna zabawa.
    http://blaise-georgia.blogspot.com/
    Zapraszamy! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadam do każdego kto napisze coś sensownego. Czy ty napisałaś coś sensownego, hmmm nie sądzę. Wpadłam tylko dlatego, że przez chorobę nie mam co robić. Zresztą, jak dziecko nie umie czytać to nie wie.

      Usuń
  7. ciekawie piszesz, nigdy nie widziałam takiego bloga :)
    świetny blog i notka ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To widocznie mało blogów widziałaś ;P Dziękuję.

      Usuń