niedziela, 6 października 2013

October Welcome... z lekkim spóźnieniem.

Gdy mija już prawie tydzień października, ja dopiero oficjalnie postanawiam go powitać na tym tak zwanym blogu. Czas jak zwykle tak szybko leci, że nim się obejrzę już mija tydzień i kolejny i kolejny. Ten trzeba przyznać minął dość ciekawie, strzeliłam focha na Paulinę, bo co prawda przyleciała z tej całej Walii, ale ruszyć dupę i wpaść do mnie to już jej się nie chciało, mimo iż truła mi dupę pisząc i tak dalej. Powinnam się do tego przyzwyczaić, Paulina to tylko Paulina, uważająca się za wielką damę, wielka bitch. Fajnym uczuciem było widzieć to szczęście tryskające z Jolki "Uff nie jestem w ciąży". Nikt z nas o tym teraz nie marzy i przypomniał mi się pewien epizod z mojego życia, że aż sama dziwię się tak bardzo i stwierdzam jednomyślnie, że ja to dopiero musiałam mieć szczęście, żeby po takim szalonym zapomnieniu nie skończyć ani z ciążą ani z hivem. Dziwny był ten krótki fragment mojego życia, na szczęście był na tyle krótki, że już jest niemalże całkowicie zapomniany. Teraz jestem już kimś innym i cały czas odkrywam się na nowo. Po za tym oglądam Plotkarę i Inną, dwa zryte seriale, jeden bardziej od drugiego... takie babskie w miarę. Czuję, że ciągle czegoś mi brakuje, nie chodzi o to że wyłożyłam lachę na szkołę, że muszę kupić flaszkę po w sobotę ponowne party w moim domu... Chodzi o to, że nadal bardzo chciałabym z kimś porozmawiać, tak szczerze i prawdziwie, na tematy trudne i bardziej trudne. Chciałbym powiedzieć Burkowi i Szabli o moim samobójstwie i tym wszystkim, bo lubię spędzać z nimi czas i lubię po prostu ich, a czuję że ukrywanie czegoś przed ludźmi, którzy są dla mnie ważni jest po prostu cholernie nie fair. Chcę myśleć o imprezie, chcę się tylko cieszyć, ale nie mogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz