wtorek, 29 października 2013

Tylko jedna myśl na dziś:

I Boże, w którego nie wierzę, lub ktokolwiek, jakakolwiek ogarnięta osobo! Rzuć wszystko co w tej chwili robisz i przypierdol mi w twarz miotłą, albo lepiej łopatą, żeby mózg mi zaczął na nowo działać, bo sama zresetować go nie potrafię. Słowa jakie najczęściej powtarza maturzysta : "MAM WYJEBANE"

To by było na tyle. Dziękuję za uwagę i mam wyjebane :D
PS: Przynajmniej jestem  już TRUE TO MYSELF!

niedziela, 27 października 2013

I'M A FREE BITCH! ;)

Próbuję złapać odpowiednią myśl, jestem jak wędkarz łowiący w stawiku, tylko, że ja łowie myśli w swojej główce. Ostatnio doszłam do wielu ciekawych wniosków. Pierwszym jest chyba fakt, iż mimo że każdy z nas, przedstawicieli rasy ludzkiej, ma takie same zmysły, jak słuch, czy też wzrok, to u każdego te zmysły działają inaczej. A może to się nazywa po prostu "interpretacja" ? Sama już nie wiem, nieraz powiem coś, co inni ludzie odbierają zupełnie inaczej niż ja, dziwne to. Nie mogę powiedzieć, że mam to tak zwyczajnie w czterech literkach, jeśli mówię o ludziach, którzy są dla mnie ważni, a mimo mojej wredoty i nienawiści do całego świata, takowi też istnieją. To dopiero dziwne, prawda? ;P

Teraz, może przejdę to tej głównej myśli, która od jakiegoś czasu, krąży po mojej główce. Narodziła się, gdy wczoraj miło spędzałam dzień z tym jednym, z tych ważnych. Fajnie jest czasem pobiegać bo barach, skosztować drinków, chociażby "Pina Colada" czy "Sex On The Beach", do tego jeszcze rozmowy, fajny klimat i najważniejsze świetny towarzysz. To on za wszystko płacił, przez co pewnie nie jedna współczesna laska byłaby ucieszona, ale nie ja. To dla mnie bardzo niekomfortowe uczucie, z jednej strony bardzo podziwiam, takich honorowych mężczyzn, jednak z drugiej czuję się troszkę przedmiotowo. Nie chcę, by człowiek, ten ważny człowiek, myślał sobie, że spędzam z nim czas, tylko dlatego, że ma pieniądze, które zresztą ja też mam. Spędzam czas z nim, tylko i wyłącznie dlatego, że go lubię i że naprawdę jest dla mnie ważny. Przypomniały mi się teraz czasy, jeszcze całkiem niedawno, gdy to pozwoliłam sobie wmówić, że jestem szmatą. Nie jeden facet potraktował mnie jak szmatę i nieraz ludzie tworzyli sobie dziwne historyjki na mój temat. W porę zorientowała się jednak, że to ja decyduję o tym kim naprawdę jestem i nikt nie ma prawa mówić mi, że jest inaczej. Nauczyłam się odróżniać ludzi w moich oczach fajnych i tych nie fajnych. Próbuję gonić swoje marzenia, odkrywając powoli samą siebie. Bo człowiek się znajduję i gubi przez całe życie, odnajduje swoje błędy, potyczki i wpadki, a przede wszystkim samego siebie.

Miłego wieczoru ;*

czwartek, 24 października 2013

Tak! Jestem kaleką i mam to... nieważne :P

Kiedyś myślałam, że moje życie jest tragedią, później, że komedią, teraz wiem, że ono po prostu jest czasem tak żałosne, że można się i śmiać i płakać jednocześnie.  Aż szkoda o tym wszystkim tu pisać. Nie do opisania zwyczajnie, jest to jak bardzo wykładam lachę na szkołę (choć to akurat pierdole), jak bardzo jestem myślami na jakiejś innej orbicie (co jest w sumie główną przyczyną pierwszego) i jak bardzo czuję się kaleką, bo wczorajszej wizycie u Pana doktora ortopedy. Od dziecka panicznie boję się lekarzy, szpitali i tego wszystkiego co w jakikolwiek sposób jest z tym powiązane. Choć przyznaje, że tego pana ortopedę nawet polubiłam, mógłby być moim nowym "dziwnym" kolegą, których ostatnio mi nie brakuje. Chociaż nie, ja nie mogę powiedzieć, że go lubię, bo jest lekarzem, a ja lekarzy nie lubię ;P Takie tam, stawy mi tylko zanikają i piję takie ohydne coś, co się daję do wody, a woda się od tego zmienia w gówno i trzeba to wypić, żeby stawy doszczętnie się nie skruszyły. Rzeczywiście przez moment czułam się jak kaleka, ale ryczenie mi pomoże? Wolę się pośmiać ironicznie, z durnych ludzi, bo to akurat lubię najbardziej.
I nagła zmiana tematu! Oczywiście, każdy chyba wie, że czas lubi zapierdalać, a moja studniówka już w styczniu. Szczerze nie jaram się tą imprezą jakoś tak bardzo... co mi po pałacach, po tym, że będę siedzieć z ludźmi, których czasem lubię, a czasem nie. Z drugiej strony, moja mamusia strasznie się przejmuje... chcę mi zafundować kieckę na zamówienie... tak chcę mieć podobną do tej powyżej <3 A do tego mama stwierdziła, że koniecznie potrzebuję też drugą kieckę, tylko, że krótką, bo w jednej cały wieczór, przecież będzie niewygodnie. Taaak to bardzo w mojej mamy stylu, ale wolę się już nie odzywać, nie chcę awantur, a mama jeśli tak bardzo uważa, że ma aż taki nadmiar pieniędzy i czasu, to proszę bardzo. Po za tym, nie miałabym serca, jej sprawia taką ogromną radość robienie ze mnie manekina, mnie też to w sumie trochę cieszy, nawet jeśli to tylko kawałek szmaty, to w końcu jedyny w swoim rodzaju.  I do tego, moja osoba towarzysząca też jara się tym bardziej niż ja... choć to przyznam, że mnie akurat bardzo cieszy, fajnie mieć takiego przyjaciela :D

I jutro będę miała wreszcie czas! Poczytam sobie blogi.
Bo ja znowu piszę, te takie artystyczne sprawy, co najbardziej okrada mi czas.

wtorek, 22 października 2013

Where is my mind?...WHERE IS MY MIND?

Tak zgubiłam głowę! Mój umysł zaginął gdzieś w nikomu nieznanym wymiarze, nawet mi nie do końca znanym. Siedząc dziś, jak zwykle w pierwszej ławce na kombinatoryce, ocknęłam się, bo zabolał mnie brzuch, na serio, takie przeszycie jakieś dziwne... od dawna już to w sumie mam i sama nie wiem, po co o tym tu piszę. To są po prostu takie znaki, jak gubię głowę, bo nasze ciało wbrew pozorom stosuje mnóstwo sztuczek. I zostałam dzisiaj znowu zrównana z ziemią, "weź się do roboty, bo jesteś maturzystką"... tak, tak na geografii też odleciałam do tajemnego wymiaru. Nie licząc już sprawdzianu na historii, na którym zaczęłam pisać "yolo" w ogóle,  przystanku, autobusu, drogi powrotnej do domu... Gdzie jest mój umysł?

A obrazek jakoś taki mi się po prostu skojarzył. I dopiero dzisiaj zdałam sobie sprawę z tego, że po mój partner na studniówkę, przejmuje się tą studniówką bardziej niż ja, i to o wiele bardziej, bardziej. I że z NIM, w sensie Nim, nim, bohaterem kilku poprzednich postów, o ja pierdole, jesteśmy po prostu przyjaciółmi, bo wtedy są wszyscy zadowoleni. I że podziwiam obu, za to, że ze mną wytrzymują.

Pośpiewam sobie, pośpię... miałam tu coś napisać, albo miałam coś zrobić, tylko tak się składa, że nie pamiętam. A do Stanów to ja sobie polecę, za rok, na rok, jeśli tylko wcześniej znajdę swój umysł. 

Heh, heh, heh. Do napisania ;*

poniedziałek, 21 października 2013

Jestem Szalona! F#CK YEAH!

Czasem paradoksalnie wydaję mi się, że piszę trochę za dużo lub za mało - zwij jak chcesz. Nie czytam swoich postów, robię to dopiero po jakimś czasie, żeby mieć większą frajdę. Ja nawet zbytnio nie zastanawiam się nad tym co tak naprawdę piszę, po prostu wystukuje te literki, które mi się najbardziej podobają. I doszłam dziś do wniosku, czytając komentarze, że każdy z nas, może i ma oczka o tym samym kącie widzenia, lecz każdy widzi inaczej. Nie jestem uzależniona od faceta, nigdy nie byłam, ja po prostu czasem tak gadam (lub piszę) głupoty, jak już wcześniej napisałam, bez zastanowienia. Chodzi po prostu o to, że ta osoba jest dla mnie ważna, a znamy się długo i relacje się komplikują. Szczególnie, że doszłam dziś do wniosku, że w sobotę tylko ja byłam pijana. Mniejsza o to, nie chcę mi się już. Stwierdziłam tylko, że kupię mu prezent, na urodziny, bo bez okazji bym mu nie kupiła. Tylko, jeszcze nie wiem jaki, wiedzcie tylko, że zajebisty (bo ode mnie, no proste)
Od nie pamiętam, którego roku życia, ale mała jeszcze byłam, marzę by być Umą Thurman, a raczej tą jej postacią z Kill Billa. Jest niezależna - jak ja. Jest mściwa - jak ja. Jest też wredna - och to tak samo jak ja. Tylko jeszcze samurajskiego miecza mi brakuje! Bo przecież, ja jestem taka szalona, jak to ludzie o mnie mówią. I nienawidzę banków, tak bardzo, że aż nie jestem w stanie tego opisać. Szkoda gadać, spędziłam tam dzisiaj chyba ze dwie godziny, a moje życie, stawało się krótsze o każdą minutę... I dzwoniła Pani z tejże tam organizacji, w sprawie mojego przyszłorocznego wyjazdu do Stanów - Ja pierdole zapomniałam!!!

Po tym telefonie dopiero zrozumiałam, że jestem szalona i zatracona w sobie. Kurwa, o takich rzeczach to się chyba nie zapomina... jak widać nie zawsze.




niedziela, 20 października 2013

WSZYSTKO JESZCE BARDZIEJ SIĘ SKOMPLIKOWAŁO!

Przydałoby się tu sobie troszkę poukładać wczorajszy dzień, mam w głowie tyle wspomnień, co jest aż dziwne, że zdobyłam tyle w jeden wieczór, a gdy jeszcze dojdą do tego rozważania, to już całkiem głowa pęka. Wiem, że po południu znowu miałam ten atak w stylu "jak ja nie lubię swojego życia", więc się lekko zćpałam moimi tableteczkami, dla czubków, nie ważne skąd je mam. I nie wiedząc, czemu postanowiłam zadzwonić do Kuby i powiedzieć, że dzisiaj mam ochotę jak nigdy się z nimi ponudzić, a byłam już nieco przymulona. Oczywiście wpadłam do nich, ledwo się na nogach trzymałam. Ubrałam się w seksiaste czarne ciuszki, nałożyłam obcasiki, bo mniej podejrzane jest chwianie się na obcasach niż w conversach. I miałam chyba z pięć ton cieni do powiek, bo oczy mi kurwa wcześniej spuchły. I tak jak zwykle, piliśmy, nudziliśmy się razem. Pytali się mnie co się stało, kilka razy. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć... te durne zdania typu "jest mi ciężko, jestem dla was nikim, czuję się samotna" ? Teraz wydaję mi się, że to by było lepsze, ale powiedziałam, głównie JEMU, że chyba znowu chcę się zabić. Choć teraz wiem, że nie chcę, absolutnie, to wtedy byłam tak przymulona, do tego jeszcze Jack i inne alkohole zrobili swoje. I spędziłam cudowne chwile, bo Kuba uczył mnie tańczyć, choć dalej wydaję mi się, że ja jestem dla niego tylko taką znajomą i przecież nigdy nie będę dla niego tak ważna, jak on jest ważny dla mnie... Do tego jeszcze patrzył się na mnie tymi swoimi ślepiami, na pijaną mnie, popalał tą swoją e-szlugę i mówił, że jestem taka skomplikowana i cholernie twarda ze mnie sztuka, ale każdą można złamać i że nawet on już mnie złamał... po chwili dyskusji stwierdził, że chyba nie chodziło nam o to samo. Może i miałam facetów, wiem czym są gorące pocałunki i dobry seks, ale NIKT MNIE JESZCZE TAK NAPRAWDĘ NIE ZŁAMAŁ!
I spytał się jeszcze na koniec, co by było gdybyśmy mieli dziecko? No kurwa, tu jesteśmy tylko kolegami, a zaraz takie tematy. Przecież, nawet się nie pocałowaliśmy! WSZYSTKO JESZCZE BARDZIEJ SIĘ SKOMPLIKOWAŁO! Bo teraz, mój ojciec myśli, że Kuba mnie pieprzy, moje kochane kuzynki, powiedziały, że to na pewno coś oznacza, ale my oboje nie zdajemy sobie z tego sprawy i że powinniśmy się przespać. Takie namawianie mnie do seksu, akurat z nim. A ja już sama nie wiem co czuję. Przez moment myślałam, że to się wyjaśniło, że jesteśmy po prostu dobrymi przyjaciółmi, a teraz już sama nie wiem... i wypiłam jeszcze trochę, absolit gruszkowy, sobieski czysty, wcześniej jeszcze Jack i trochę piwa, do tego leki na depresje popite winem... sama nie ogarniam tego, że wciąż żyje i NIE MAM KACA!

sobota, 19 października 2013

Będę miała ubaw, gdy to jutro przeczytam. Piszę posta, gdy jestem pijana!

Po raz pierwszy piszę posta, będąc jeszcze pod wpływem...alkoholu tak, właśnie, więc się nie dziwcie że jest strasznie. Jestem pijana! Jestem jednocześnie wyzwolona. Rozmawialiśmy z nim, o tym co by było gdybyśmy mieli dzieci i tak dalej, przy czym do żadnych czułości nie doszło. Jesteśmy tylko kolegami, ale jest dobrze. "Jesteś taka skomplikowana, jesteś tak ciężka do zrozumienia..." - to właśnie jego słowa. I uczył mnie tańczyć walca, a to takie romantyczne. A  mój tato mało tego, myśli, że on mnie pieprzy, nie dziwię się w sumie. Są u mnie kuzynki, dużo rozmów i wspomnień z dzieciństwa, jednym słowem - pięknie! Tak jest dobrze, albo to tylko alkohol. Piszę posta, pod wpływem, ale to był dobry dzień. Na trzeźwo wszystko ogarnę.... "Tylko szmaty pokazują cycki" ... Dobranoc, chcę go pieprzyć! Dobranoc, jestem najebana, kocham wszystkich ;*

piątek, 18 października 2013

"Mam wszystkie cechy istoty ludzkiej: ciało, krew, skórę, włosy. Ale nie mam żadnych wyraźnych uczuć prócz żądzy i obrzydzenia."

Chciałabym, tak chciałabym, żeby tak było. To nie moje słowa, ja niestety mam uczucia. Cytuje w tej chwili Patricka Batemana, głównego bohatera "American Psycho". Psychopaci zawsze mnie fascynowali, to ich wypalenie emocjonalne i uczuciowe. Ja od zawsze niestety byłam tym cholernym nadwrażliwcem, mimo iż całe życie doskonale się maskuje, udając, że uczuć nie ma we mnie wcale. Sama nie wiem, po co to robię. Chyba zwyczajnie tak, żyje mi się w tym chorym i niepoukładanym świecie trochę lepiej. I tak nigdy tego świata nie zrozumiem. Mam swoje idee i przekonania, które są i zawsze będą tylko moje. Niech tak będzie. Jestem wredotą i nie lubię ludzi, którzy mnie na co dzień otaczają. Po co mam udawać zadowolenie z życia, skoro zadowolenia brak. Ostatnio próbuje się jedynie spełniać artystycznie po nocach, gdy to zwykle nie mogę spać, powstają setki malunków, ale nie ma ani spełnienia, ani choć odrobiny spokoju. Może po prostu dobrego seksu mi trzeba? A dzisiaj jest najgorzej, bo myślę, że jutro się wszystko wyjaśni... mam nadzieję.
Miłego wieczoru, nocy, dnia czy czego tylko sobie chcecie. Nie mam zamiaru udawać miłej, a ty nie udawaj jeśli nie czytałeś ;P
xoxo

czwartek, 17 października 2013

Moją filozfią życiową zawsze było to, że mogę umrzeć w każdej chwili. To, że jeszcze nie umarłam powoli staje się moją życiową tragedią.

Może zwyczajnie naoglądałam się trochę za dużo filmów ukazujących prawdziwe życie, a nie tylko takich robiących nam nadzieje na coś, co się nigdy nie zdarzy. Może za dużo naczytałam się tej filozofii, w poszukiwaniu samej siebie, a szukać będę pewnie całe życie. Dlaczego teraz siedzę w pokoju, przy nastrojowym przyciemnionym świetle z laptopem na kolanach, a ty to czytasz nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie mijają kolejne minuty twojego życia. Czas to coś, z czym ani ja, ani ty nie wygrasz. Myślę jednak, że wszystko inne jest do naszych usług. Moja dusza tak bardzo cierpi, uczucia wybuchają, serce bije tak szybko, a głowa pracuje, szukając logicznego wytłumaczenia na to co się ze mną ostatnio dzieje. Nie jadłam dziś nic, chciałam trochę uspokoić, albo jeszcze bardziej wnerwić swój umysł. Każdemu czasem jest to potrzebne. Nie byłam tez w szkole, bo nie chciałam, bo nie miałam ochoty. Ostatnio tak bardzo nie śpię, a myślami jestem w nikomu nieznanym wymiarze, że co to za różnica, czy jestem w szkole czy w łóżku. I próbuje wygrać z bólem, skaleczyłam się w brzuch i stałam w miejscu, nie robiąc nic. Bolało jak cholera, a ja się poddałam, bo czasem poprzez poddanie się, triumfujemy i zwyciężamy. Dobrze mi to zrobiło, uznałam, że nie chcę się zabijać, wystarczy mi, że raz chciałam, co skreśliło mnie na dobre z życia towarzyskiego, bo samobójczyni nikt nie zna, choć wszyscy o niej mówią. Ostatnio mam to szczerze gdzieś, wyznałam wszystko JEMU, tejże właśnie nocy, razem z moimi wszystkimi odczuciami na ten temat. Był pierwszą osobą, której powiedziałam, jak się wtedy czułam, co takiego sobie myślałam i niech tak zostanie. 
Oglądałam wczoraj "Siedem dusz"... tak cholernie się wzruszyłam. Jeśli uznam, że nie jestem światu potrzebna to też rozkroje się i pooddaje organy innym, dobrym ludziom. To coś tak niepojętego, oddać swoje życie innym ludziom, że aż nie potrafię się na ten temat wypowiedzieć. A film, oczywiście, że polecam.

Ostatnio jestem ofiarą własnych myśli.
xoxo

środa, 16 października 2013

"Dopiero gdy stracimy wszystko, stajemy się zdolni do wszystkiego"

"Jesteśmy niewolnikami w białych koszulach. Reklamy zmuszają nas do pogoni za samochodami i ciuchami. Wykonujemy prace, których nienawidzimy, aby kupić niepotrzebne nam gówno. Jesteśmy średnimi dziećmi historii. Nie mamy celu ani miejsca. Nie mamy Wielkiej Wojny. Wielkiej Depresji. Naszą wielką wojną jest wojna duchowa. Naszą wielką depresją jest życie. Zostaliśmy wychowani w duchu telewizji, wierząc, że pewnego dnia będziemy milionerami, bogami ekranu. Ale tak się nie stanie. Powoli to sobie uświadamiamy. I jesteśmy bardzo, bardzo wkurwieni." 
-Fight Club 

Dobrze, że są też takie filmy, których twórcy nie boją się pójść o krok dalej. Tak to jeden z moich ulubionych filmów i jedne z ulubionych cytatów. Tylko dlaczego do cholery wzięło mnie dziś na pisanie o jakiś tam filmach, w chwilach gdy serce mi już powoli  wysiada, umysł szaleje, nie mogąc ogarnąć tego pierwszego, a cała ja jestem jakaś taka nieogarnięta, jakby chora, a może naćpana, jestem tylko "roztańczonym prochem tego świata". Czuję się trochę jak główny bohater tego filmu, którego nie będę tu ani streszczać, ani opowiadać, jak ktoś nie widział to może przy okazji obejrzy, bo warto. Ja też od jakiegoś czasu mam bardzo nieciekawe życie codzienne, nie ogarniam rzeczywistości, a świat w jakim żyje to mnie wkurwia po prostu i nie mogę spać. I ja też mam tą swoją drugą mnie, każdego wieczoru, tu na kawałku internetu, w lusterku prawdziwego świata staję się Kirą i mogę wyrzucić z siebie co tylko zechcę, wszystko to co mnie męczy i czego nie wypada mi mówić w tym prawdziwym świecie. Oczywiście założenia klubu walki nie planuje, robienia mydła z ludzkiego sadła i wysadzenia części miasta też nie.  To niesamowite, szczególnie, że nie zatracam siebie, raczej pokazuje swoje prawdziwe oblicze, oczyszczam umysł z myśli, ujawniam twarz nikomu nieznaną. I dzięki temu jestem spokojniejsza, nie myślę o głupotach, a to ważne. 

Komentarze pod poprzednim postem trochę mnie naładowały. Może rzeczywiście czasem warto zaryzykować i pójść na całość, nawet jeśli przy okazji można stracić wszystko. Znowuż tytuł posta czyli cytowany Tyler Dyrden, mówi sam za siebie. Klub walki to teraz ja mam w sobie, serce swoje, rozum swoje, rób co chcesz.

Stracę wszystko, będę zdolna zrobić wszystko!

wtorek, 15 października 2013

Szkoda mi słów na tytuł. To zbyt ważne, Przestań pikawo, przestań!

Namiętnie szukam ludzi, którzy kiedyś już ze mną byli... na moich niegdyś innych blogach. Mimo iż zawsze pisałam po to by pozbyć się nadmiaru myśli z głowy (i tak zawsze was i dalej bardzo kocham kociaczki ;*), to teraz tak bardzo jak nigdy potrzebuje kogoś, kto mną wstrząśnie. Znowu powrót do tej samej nocy, ale tym razem, cofając się w czasie po raz tysięczny, nareszcie chyba znalazłam odpowiedź.Odpowiedź, a raczej przyczynę moich ostatnio nadmiernie silnych depresyjnych stanów. To była tylko jedna chwila, kilka słów, trochę wina, ale wtedy właśnie mimo to, że jesteśmy przyjaciółmi, że zawsze byłeś dla mnie ważny, poczułam taką bliskość jak nigdy. Poczułam, że ktoś mnie naprawdę słucha i rozumie. I zdaję sobie sprawę z tego, że z moją psychiką zawsze było coś nie tak, że zawsze byłam dziwna, że nie rozumiałam świata, że nie lubię ludzi, którzy na co dzień mnie otaczają i jakoś specjalnie się z tym nie kryje. Boje się to powiedzieć, choć wiem już jaka jest prawda. Walczę sama ze sobą, to ja sama powinnam sobie porządnie przypierdolić łopatą. Kira, masz to w głowie, masz te myśl przed którą uciekasz. Pokaż, że dalej jesteś silna! Jestem zakochana... i w tej właśnie chwili zniszczyłam już wszystko.
I w głowie trochę się rozjaśniło... mimo iż pikawa boli jak cholera, kurwa ta pikawa ma już 18 lat a nigdy jeszcze tak nie bolała! Zachowuje się jakby żyła. On doskonale wie co jest grane. Też tak samo przed tym ucieka. Boimy się, że zniszczymy naszą przyjaźń... ale czy przypadkiem już jej nie zniszczyliśmy?
Przestań pikawo, przestań.

poniedziałek, 14 października 2013

Pora ściągnąć maskę... bo i tak wszystko co zrobię jest tragedią.

Chcę pisać, chcę pisać... CHCĘ NIE MYŚLEĆ, WIĘC MUSZĘ PISAĆ. Popadam w coraz większa ruinę i nie mogę spać. Nie mogę spać przez to, że w tej głowie jest tyle myśli, których nie mogę się pozbyć i nic już nie mogę zrobić. Tylko dlaczego jedna chwila może zmienić całe nasze życie? Dlaczego mój cały zeszłoroczny upadek i dotknięcie o dno, uderzenie wręcz, teraz powtarza się w tak krótkim czasie i na dodatek ze zdwojoną siłą. Chciałabym żeby ktoś mi tak porządnie zajebał, żeby ktoś mnie napierdalał po głowie miotłą, albo łopatą najlepiej. Ja chcę słyszeć jak mi się łamią kości, bo na to właśnie sobie zasłużyłam. Jakikolwiek ból fizyczny nie będzie mógł się równać z tym cierpieniem jakie mam w tej chwili w sobie, tam najgłębiej jak się tylko da, schowane tak dobrze i dodatkowo zakręcone na pięćdziesiąt zamków, żeby absolutnie nikt się tam nie dostał. Chciałabym być zwycięzcom, a jestem jedynie doskonale maskującym się tchórzem. Wszystko co robię jest tragedią, a moje życie to tylko kawałek absurdu. Może i źle oceniam siebie, może i robię coś nie tak. Każdy z nas ma czegoś dość, ale ja postanowiłam pójść o krok dalej, mam swój kawałek w którym nie muszę nakładać maski, w którym nie muszę być pajacem w markowych ciuszkach. Jestem tylko człowiekiem, który nie może dogonić swoich marzeń, jestem dziewczyną z zaburzeniami emocjonalnymi, jestem nadwrażliwa, mimo iż udaję że uczuć nie mam wcale i jestem tak bardzo niezadowolona z życia, więc po co kurwa mam udawać że jest dobrze?

Wszystko co zrobię jest tragedią. Powoli zaczynam się czuć jak Mr. Nobody...  I am Mrs. Nobody...
xoxo...prawie środek nocy

Strzelić sobie w głowę mam ochotę, głowo zamknij już się...

Jestem chora. Dziś to zrozumiałam. Chcę dążyć do samozniszczenia, samounicestwienia, chcę niszczyć i karać samą siebie, tak bardzo jak tylko się da. Mimo iż powinno być ze mną dobrze... świeci słońce, jest ładna pogoda, jest z kim się pośmiać i z kim porozmawiać, jem całkiem normalnie, a mimo to nie tyje. Mam ochotę rzygać, łykać leki na depresję i popijać je wódą... mam cholerną ochotę się wyniszczać, bo mojej głowie jest za ciężko. Siedząc na języku polskim, tak bardzo się zamyśliłam, że na dłuższą chwilę totalnie odleciałam. Myślę o tej imprezie, już w drugim poście o tym piszę, w poście którego i tak nikt przecież nie czyta. Myślę o tej chwili, myślę, że to była przesada. Myślę tylko o nim i rozumiem, że chyba już wszystko poskładałam. Sama nie wiem, co myślę, ani tym bardziej co czuje. Nienawidzę siebie, co ja najlepszego zrobiłam, opowiadając mu o moich dziwkarskich przygodach i o samobójstwie! Miało mi się zrobić lepiej, a zamiast to wszystko coraz bardziej się komplikuje. Może powinniśmy jeszcze porozmawiać? Może powinnam powiedzieć mu wszystko, wraz ze wszystkimi niekoniecznie miłymi szczegółami? Nawet jeśli mnie wtedy znienawidzi? Nikomu nie ufam tak bardzo jak jemu, nikomu. Czekam na to, aż się odezwie. Niech coś powie, cokolwiek. Znamy się tak długo, lecz czy nadal jesteśmy tymi samymi przyjaciółmi? Czy jedna chwila mogła zmienić wszystko? Tak bardzo zatracam się w sobie, myśli nie dają mi żyć. Popadam w ruinę i zagubienie, nie mogę spać, a życie staję się jedną wielką tragedią powtarzającą się każdego dnia, bo wierze w to, że mogę umrzeć w każdej chwili, problem polega na tym, że ja nadal żyje. Głowo zamknij się, bo mam coraz większą ochotę cię zastrzelić...
Jesteśmy tak samo słabi, choć to Ty jesteś ode mnie silniejszy. Jesteśmy zagubieni w tym chorym świcie i nie potrafimy udźwignąć ciężaru życia. Choć to bardziej ja, nie myślę już rozsądnie tylko zatracam się powoli w swych chorych ideach. Te chwile spędzone wtedy z Tobą tak wiele dla mnie znaczyły, choć jednocześnie tak bardzo wszystko skomplikowały. Głowo, głowo nie rób już kolejnych retrospekcji i zadawaj tych durnych pytań co by było gdyby. Kobieto pokaż, że jesteś silna! Nie oszukuj samej siebie, ty tylko zawsze chciałaś być silna... dlatego stworzyłaś sobie internetową Kire? I jeszcze więcej myśli w głowie. Pomocy i cisza.

niedziela, 13 października 2013

Sake wa honshin o arawasu

Całkiem znane i moje ulubione japońskie przysłowie : pijani ludzie ujawniają swą prawdziwą naturę. Nietrudno jest się domyślić dlaczego aż tak je lubię, pora na malutką retrospekcje. Tak to było "Party Hard", kolejne już z resztą. U mnie w domu, gdzie podobno kończą się już wszystkie granice, tylko że wczoraj skończyły się już naprawdę wszystkie. Boli mnie głowa i to nie dlatego, że leje w siebie coraz więcej i częściej wódy, ja po prostu mam w niej zbyt wiele myśli, których już sama nie rozumiem. Pora przejść do sedna, bo nie ważne jest to, ile kieliszków wódki wypiliśmy, ile papierosów wypaliliśmy, ile piosenek słuchaliśmy, jak fajnie tańczyliśmy, jak cudownie się razem śmialiśmy i jak zajebiście się bawiliśmy. Najważniejszy jest tylko ten jeden moment, jak i Kuba, face to face, butelka wina, mój pokój, ja i on. Nie uprawialiśmy seksu, nawet się nie całowaliśmy, my po prostu rozmawialiśmy. On wie już wszystko, zna całą długą historię mojego upadku, całą. To miało zrobić mi tak dobrze, a jest dziwnie. "Jesteśmy kolegami" i ja też wierzę w przyjaźń damsko - męsko, tylko, że ja nie wiem już sama czy to jest przyjaźń czy może litość? Nie wiem, nie wiem i tak bardzo bym chciała już o tym nie myśleć, ale nie potrafię. Leżałam na podłodze, patrząc się w sufit i na niego, w sufit i na niego, leżącego koło mnie. Co ja takiego myślałam? Dlaczego jest tak bardzo dziwnie? Dalej nie umiem uwierzyć, w to, że ja mogę być dla kogoś ważna, choć tak bardzo tego potrzebuje, chcę czuć się potrzebna, by już nigdy nie doprowadzić do tego co wtedy, kiedy to ciągle myślałam o tym, że mogłabym umrzeć w każdej chwili, a moją największą tragedią, było to, że nadal żyłam. Już nigdy do tego nie dopuszczę, obiecuję to samej sobie, obiecuję...

środa, 9 października 2013

"I found myself in the fire burned hills, In the land of a billion lights"

Żyjemy tylko dlatego, że mamy coś takiego jak marzenia. Odważna i ciekawa teoria się dziś w mojej główce narodziła. Przez całe życie zadajemy miliony pytań, na które ciężko odnaleźć odpowiedzi, jednak jedno z nich, jest specjalne, najważniejsze, na samiuteńkim szczycie. To nie koniecznie pytanie, a nawet zadanie "odnajdź samego siebie". Nie wiem czemu akurat dzisiaj, w zwykły szary dzień, który nie jest ani piątkiem, ani sobotą wzięło mnie na jakieś takieś rozmyślania, może ja po prostu to lubię, choć sama jeszcze tego nie wiem, bo przyznać trzeba, że rozmyślam za często. 
Marzę o tym, by zwiedzić tyle świata, ile tylko się da, marzę o głębszym poznaniu sztuki i dopracowaniu swojej własnej. Marzę o pokoju na świecie jak każdy człowiek i żeby kupić sobie kolejną zupełnie mi niepotrzebną parę szpileczek jak każda przedstawicielka płci pięknej. Chciałabym odkrywając świat, odkryć też gdzieś przy okazji samą siebie.  Tak jak każdy człowiek, biegnę do swoich marzeń, a gdy zaliczę już jeden punkt to stawiam sobie kolejny. Nie powinniśmy myśleć, mimo iż często to robimy, na temat tego, co by było gdyby. Nie powinniśmy chcieć zostać, kimś kim nie jesteśmy. Powinniśmy pokochać siebie takimi jakimi jesteśmy i żyć danym nam życiem, bo ono jest tylko jedno. Jestem tylko tym kim naprawdę jestem i gonię swoje marzenia...


"Lost in the city of angels
Down in the comfort of strangers, I
Found myself in the fire burned hills
In the land of a billion lights
(In the land of billion lights)

One life, one love, live
One life, one love, live
One life, one love, live
One life, one love"

-Thirty Seconds To Mars "City Of Angels"
xoxo

niedziela, 6 października 2013

October Welcome... z lekkim spóźnieniem.

Gdy mija już prawie tydzień października, ja dopiero oficjalnie postanawiam go powitać na tym tak zwanym blogu. Czas jak zwykle tak szybko leci, że nim się obejrzę już mija tydzień i kolejny i kolejny. Ten trzeba przyznać minął dość ciekawie, strzeliłam focha na Paulinę, bo co prawda przyleciała z tej całej Walii, ale ruszyć dupę i wpaść do mnie to już jej się nie chciało, mimo iż truła mi dupę pisząc i tak dalej. Powinnam się do tego przyzwyczaić, Paulina to tylko Paulina, uważająca się za wielką damę, wielka bitch. Fajnym uczuciem było widzieć to szczęście tryskające z Jolki "Uff nie jestem w ciąży". Nikt z nas o tym teraz nie marzy i przypomniał mi się pewien epizod z mojego życia, że aż sama dziwię się tak bardzo i stwierdzam jednomyślnie, że ja to dopiero musiałam mieć szczęście, żeby po takim szalonym zapomnieniu nie skończyć ani z ciążą ani z hivem. Dziwny był ten krótki fragment mojego życia, na szczęście był na tyle krótki, że już jest niemalże całkowicie zapomniany. Teraz jestem już kimś innym i cały czas odkrywam się na nowo. Po za tym oglądam Plotkarę i Inną, dwa zryte seriale, jeden bardziej od drugiego... takie babskie w miarę. Czuję, że ciągle czegoś mi brakuje, nie chodzi o to że wyłożyłam lachę na szkołę, że muszę kupić flaszkę po w sobotę ponowne party w moim domu... Chodzi o to, że nadal bardzo chciałabym z kimś porozmawiać, tak szczerze i prawdziwie, na tematy trudne i bardziej trudne. Chciałbym powiedzieć Burkowi i Szabli o moim samobójstwie i tym wszystkim, bo lubię spędzać z nimi czas i lubię po prostu ich, a czuję że ukrywanie czegoś przed ludźmi, którzy są dla mnie ważni jest po prostu cholernie nie fair. Chcę myśleć o imprezie, chcę się tylko cieszyć, ale nie mogę.