piątek, 30 stycznia 2015

#2

Jeszcze trochę tu zostanę, na tym świecie, choć tak szybkim i zupełnie mi obcym i niezrozumiałym. Jeszcze trochę tu zostanę, by spróbować powstać, po raz kolejny. Mimo tego, że wiem, iż w każdej chwili mogę upaść, tak jak teraz, a nawet i ze zdwojoną siłą. Staram się o tym  nie myśleć, tylko walczę, postanowiłam, że jeszcze trochę powalczę. 
Wczorajsza noc była jedną z tych przełomowych w moim życiu. Nie wiedzieć czemu znowu tak bardzo chciałam to zrobić, lecz tym razem poszłam o krok dalej, bo nawet napisałam list i wyszłam na dwór, by po chwili zawrócić. Zrozumiałam, że to jeszcze nie pora, że to nie czas i że skoro napisałam list, to może nareszcie jestem wśród ludzi, na których mi zależy. I pobiegłam zrozpaczona do Marty, by pomilczeć, poprzytulać się, popłakać, a następnie opowiedzieć jej w skrócie moją historię. Historię dziewczyny, która od 13 roku życia walczy z depresją kliniczną, zaliczając przy tym jeszcze uzależnienie od psychotropów i próby samobójcze, nie przyznałam się tylko do zaburzeń odżywiania (bulimii i anoreksji), ale sądzę, że jeszcze przyjdzie na to pora, teraz jest jeszcze za wcześnie.  Zrozumiałam, że mam już niespełna 20 lat, że czas tak szybko leci i pomimo tego, że czasem mam takie dni, kiedy to zastanawiam się czy w ogóle wstać z łóżka, kiedy to spaceruję ulicą w nadziei, że coś się wydarzy, że samolot spadnie akurat w tę część miasta i że zginą tysiące niewinnych ludzi, a wśród nich będę też ja. Stwierdziłam, że warto spróbować. I tak bardzo się cieszę, że spotkałam tu taką osobę jak Marta, która nie jest taka jak wszyscy, lub naprawdę spora większość ludzi, uciekających od razu, gdy to wraca. Zrozumiałam przy okazji, że ja sama też jestem tylko uciekinierem i uciekam przed tym, co tak naprawdę jest tam głęboko we mnie. Najwyższa pora stawić temu czoła. 
Ludzie, których tu spotkałam, na tym, a nie innym etapie mojego życia, rzeczywiście są wyjątkowi. Może czasem czuję się odsunięta, bo myślę i postrzegam świat nieco inaczej. To mnie właśnie zabija, to że babcia wmówiła mi niegdyś to, że jestem wyjątkowa. Że jestem tylko człowiekiem, a nie bohaterem, że całe swoje życie marzyłam o szkole filmowej, jednak konsumpcyjna rzeczywistość pieniądza mi na to nie pozwoliła. Widzę, to że jesteśmy jedynie pustym i jakże kruchym pokoleniem facebookowej nudy, wychowanym na telewizyjnej obłudzie, która to obiecywała nam niegdyś sławę, pieniądze i sukces. Jesteśmy wszyscy jak motyle, którym podcięto skrzydła. Czy tylko ja to wszystko dostrzegam? Czy tylko ja widzę jak zakłamany i zgniły jest świat i najbardziej irytuję mnie to, że ja nie mogę nic z tym zrobić, a całe to pokolenie to jedynie pustka. Prawda jest taka, że nie przejdziemy do historii i nic tu po nas już nie pozostanie. I przypominam sobie słowa profesora Smagi, polonisty, za którym nie do końca przepadałam, on zresztą za mną też, ale nie był przecież jedyny. "Ta dziewczyna to największa zagadka w mojej karierze". I chyba rzeczywiście miał rację, bo sama czuję się jak zagadką, problemem jest tylko to, że nawet ja sama nie potrafię jej rozgryźć. Nawet Aga, napisała Marcie, że jestem taką dobrą dziewczyną, choć mam w sobie tyle smutku. Bo rzeczywiście mam, ale nigdy nie powiedziałabym sama o sobie, że jestem dobra. Takie słowa budują.
I przeprosiłam Marcina, zadzwoniłam, wyciągnęłam dłoń jako pierwsza. Opowiadając mu wszystko tak jak to widziałam. On sam nawet nie wiedział, co takiego zrobił wtedy źle. A mnie to zabolało. Do tego doszły też słowa Marty, która powiedziała mi nawet, iż na początku myślała, że jesteśmy parą, bo nie chodzi tu o nie wiadomo jaką chemię, tylko o to, jak dobrze się dogadujemy. Że widziała taką niezwykłą więź między nami. I wtedy właśnie dotarło też do mnie, że ten człowiek rzeczywiście bardzo dużo dla mnie znaczy, jest chyba moim najlepszym kolegą i nie chcę stracić takiej więzi, przez taką pierdołę. Nawet mojej współlokatorce pod namową Marty powiedziałam w skrócie wszystko, o mojej chorobie psychicznej, a nawet przyznanie się przed samą sobą do tego, że jestem psycholem boli. I czuję, że dzisiaj jest odrobinę lepiej, pomimo tego, że do tego, by móc powiedzieć, że jest dobrze, jeszcze bardzo długa droga. To wczorajsza noc stała się przełomową. I znów zaczęłam pisać, może nawet wkrótce dokończę scenariusz, kto wie. Psychole może są odrzuceni, ale zdecydowanie są udanymi artystami. 

czwartek, 29 stycznia 2015

#1

Nie wiedzieć czemu zaczynam znowu dzisiaj. Może po prostu dlatego, że wszystko dookoła powoli mnie znów przerasta. Lubię się czasem schować, pobyć sam na sam z moimi myślami, by następnie móc się ich pozbyć, uderzając namiętnie w klawiaturę. Wszystko się komplikuję, już nie raz to robiłam, już nie raz się w ten sposób wyładowywałam, wyrzucając z siebie całe to pieprzone dziadostwo, które we mnie siedzi. Czy to był niejaki Pan K. , które pieprzył mnie od czasu do czasu, byśmy następnie mogli udawać nieznajomych, choć teraz to może już nawet nimi jesteśmy. Czy to Patryk, który to sądziłam, że jest moim przyjacielem, a odszedł przy pierwszej lepszej okazji. I zrozumiałam wtedy, że z ludźmi to tak już jest, że raz są, a raz ich nie ma. Zawsze to jest przy mnie tylko Harold, dziecko moje ukochane, pod postacią kota, który zawsze jest przy mnie, bo kocha mnie bezgranicznie, pomimo tych wszystkich moich wad. I chyba zrozumiałam w tym momencie dlaczego wyjechałam, dlaczego jestem teraz tu, a nie tam. Za dużo ludzie przyszyli mi łatek, za dużo wspomnień, tych beznadziejnych, o których marzę jedynie, aby zapomnieć tam zostało. I dlatego też tak się stało, że odeszłam, wyjechałam, aby zacząć od nowa. I było nawet dobrze, choć teraz sytuacja zaczyna się powtarzać, bo znowu siedzę tu w Internecie, a nie w świecie.  Znowu za dużo myślę i sama nawet nie wiem co już czuję, wszystko tak bardzo się komplikuję. Pamiętam pierwszy dzień i zachwyt, tym nowym miejscem, zachwyt tym, że jestem już praktycznie dorosła, studentka, marzycielka, artystyczna dusza, przyjechała podbijać świat. A teraz wszystko jest znowu szare, takie zwyczajne, codzienne, choć tyle się dzieję. Ostatnio sporo chorowałam, bardzo źle ze mną było. Poznałam co prawda tu wspaniałych ludzi mieszkających ze mną i starających się mnie wesprzeć, oprócz jednej jedynej - mojej współlokatorki. Dlatego postanowiłam, też tak, a nie inaczej zrobić, wyprowadzić się stąd, pomimo tego, że płakać mi się chcę, jak o tym myślę, jak myślę, o Ewie, Łukaszu, Gabi, Patrycji, Asi, Marcie, Agacie, Adze, Marysi, Tomku i wszystkich, których do tej pory tu poznałam. Jednak atmosfery w pokoju nie jestem w stanie już wytrzymać, mogłabym z nią walczyć, zachowywać się w sposób tak samo debilny i prostacki jak ona, ale przecież, przyjechałam też tu po to, aby dorosnąć i sądzę, że decyzja podjęta przeze mnie jest jak najbardziej dorosła. Spakuję się i odejdę. Wszystko byłoby piękne i urocze, gdyby nie ON, bo można mieć faceta przyjaciela, tylko czy to rzeczywiście jest przyjaciel, skoro potrafi zupełnie nieświadomie tak bardzo mnie zranić? Zawsze jestem przy nim, gdy mnie potrzebuje, zawsze się o nie martwię i staram się mu pomóc jak tylko mogę. A wczoraj? Wczoraj poczułam się jak zwyczajna szmata, gdy siedziałeś sobie tam, ze swoimi nowymi koleżaneczkami, a mnie tak a nie inaczej potraktowałeś (JAK SZMATĘ IDIOTO!). Lecz w tamtej chwili zrozumiałam, że coś we mnie pękło, coś się rozjebało i nie będę już teraz lecieć za każdym razem, gdy coś ci się stanie. Nie będę na każde Twoje zawołanie, bo dla mnie już powoli nie istniejesz. Niech teraz one Ci pomagają i zawsze Cię wspierają, a ja pójdę w swoją stronę, dokończę scenariusz, napiszę książkę, marząc jedynie o tym, by wszystko było nieco mniej skomplikowane. Liceum już się skończyło, jestem na studiach. Dorośnij Ada, dorośnij! Moje życie to jedna wielka tragedia, ale przynajmniej zawsze jest ciekawie, choć czasem ta ciekawość boli za bardzo...
Miłego ;*